...bał się wizyty u weterynarza
Przede wszystkim należy pamiętać, by z psem udawać się do weterynarza tylko wtedy, gdy psu coś dolega, najlepiej poważnego. Oczywiście można byłoby kilka razy przyjść tylko po to, by lekarz zrobił jedynie „przegląd techniczny”, pogłaskał psa i dał mu smakołyk, ale wówczas istnieje ryzyko, że nasz pupil skojarzy to miejsce pozytywnie i będzie chciał tam częściej ochoczo wbiegać, a nie o to przecież nam chodzi.
Drugą, bardzo ważną kwestią jest czas oczekiwania na wizytę. Pies musi widzieć i czuć wszystkimi zmysłami nasz niepokój, najlepiej już w domu przed wyjściem, tak aby ten lęk mógł przejść na niego jak najszybciej. Dodatkowo w lecznicy słyszy i widzi inne cierpiące zwierzęta co powinno ułatwić nam sprawę. Zaczynamy wtedy dużo mówić do psa, uspokajająco głaszczemy, a jeśli się czegoś zlęknie np. pisku innego stworzenia, od razu reagujmy przytuleniem i kojącym „Nie bój się, nie bój, pancia/pancio jest z tobą”. To powinno wystarczyć, by nasz pies zaczął się trząść ze strachu, co możemy dodatkowo wzmacniać dalszym uspokajaniem. Jeśli jednak jakimś cudem pies nadal nie okazuje lęku, weźmy go na ręce lub przygarnijmy mocno do siebie i głaszcząc wciąż uspokajajmy – efekt murowany. Jak tylko zobaczy, że przyszła jego kolej powinien wiać przez zamknięte drzwi. Podczas samej wizyty kontynuujemy uspokajanie i wyraźnie żalimy się nad losem naszego psa, tak by nawet przez chwilę nie wyczuł w nas spokoju i opanowania, które mogłyby gwarantować ten sam nastrój u zwierzaka. Po takiej wizycie, następnym razem, jak tylko pojawi się w okolicy gdzie przyjmuje weterynarz, będzie gotowy zerwać łapami asfalt z ulicy, by oddalić się od najgorszego na świecie miejsca.
...bał się kąpieli
W tym wypadku nie wolno stopniowo oswajać psa z łazienką. Za każdym razem, gdy próbuje tam zajrzeć lub wejść, należy go odganiać i skutecznie zniechęcać np. chlapiąc wodą, strasząc włączoną suszarką czy po prostu krzyczeć na niego. Jeśli tam zajdzie z własnej woli, broń Boże nie należy nagradzać go czy chwalić, bo może jeszcze skojarzyć to miejsce pozytywnie. Od razu karcimy psa, by w ten sposób skutecznie odstraszyć go od miejsca i wszystkiego co się tam znajduje. Następnie, gdy przyjdzie czas na kąpiel, róbmy wokół tego faktu dużo szumu, niech pies widzi po zachowaniu właścicieli i domowników, że coś się święci – rozkładajmy ręczniki, dużo mówmy do psa, oczywiście uspokajajmy, zwabiajmy smakołykami i szeroko otwierajmy drzwi łazienki, której po naszych wstępnych zabiegach powinien się już obawiać. W dogodnej chwili złapmy psa i najlepiej z pomocą innych, pełni emocji wciśnijmy nieszczęśnika do wanny lub brodzika. Teraz bardzo szybko odkręćmy wodę i nerwowymi ruchami zacznijmy szorować szamponem, a druga osoba niech w tym czasie mocno przytrzymuje psa i oczywiście wciąż uspokaja. Taka atmosfera z pewnością zapadnie sierściuchowi w pamięć jako koszmar. Przy następnej okazji w podobnych okolicznościach nie przyjdzie mu nawet do głowy przechodzić w pobliżu otwartej łazienki, a na sam widok ręcznika, będzie uciekał po całym domu.
...był nieposłuszny na spacerach
Tutaj ważny jest już sam moment przygotowań do wyjścia na spacer, który dla każdego psa stanowi centrum jego potrzeb, tuż obok jedzenia i zabawy. Najlepiej najpierw „rozkręcić” psa np. rzucając komendę „idziemy na spacerek?”. Psiak zaczyna się ekscytować, a my jeszcze bardziej podkręcamy atmosferę, tak by zaczął prawie skakać po ścianach. Ubieramy się (najlepiej w pośpiechu) i kiedy pies wychodzi prawie przez dziurkę od klucza otwieramy drzwi na oścież pozwalając mu wybiec przed właściciela. Jeśli będzie zapięty na smyczy to uważajmy tylko, by się nie udusił obrożą schodząc po schodach, a jeśli nie używamy smyczy, wówczas postarajmy się dogonić go przed wybiegiem na szeroki świat dźwięków i zapachów. Już na zewnątrz pilnujmy każdego kroku psa, idźmy zawsze tam, gdzie nas prowadzi lub zaciągnie, bardzo często wołajmy jego imię, a po chwili nasz głos i nasze komendy z pewnością stracą dla niego jakiekolwiek znaczenie. Jeśli za czymś biegnie, biegnijmy za nim, a jeśli chcemy już wracać to próbujmy zwabić go do siebie zabawką lub smakołykiem. Gdy uda nam się ten manewr, za każdym razem, gdy do nas podejdzie zapinajmy go szybko na smycz i prędko wracajmy do domu. Możemy być już wówczas spokojni, że następnym razem nie będzie tak ufny i kiedy zechcemy wracać, on może nie podzielać naszych chęci, bo każde przyjście do nas zacznie kojarzyć z zakończeniem spaceru.
...nie reagował na komendy
Po pierwsze nie zawracajmy sobie głowy wcześniejszym przećwiczeniem tych komend np. w domu, gdzie nic go nie rozprasza, bo dobrze już zna to środowisko. Lepiej jest od razu wyjść z założenia, że skoro jest psem, to powinien już rozumieć wszystko, co do niego mówimy. Po drugie, gdy już zareaguje na naszą komendę, a zwłaszcza na tą, na której nam najbardziej zależy, nie nagradzajmy go w jakikolwiek sposób. Po prostu uznajmy to za oczywistość, przecież jest mądry sam z siebie. Po trzecie nie możemy być konsekwentni. Wydając komendę nie koniecznie ją egzekwujmy, jak ją wykona to fajnie, jak nie wykona też fajnie, w końcu to „pies z charakterem”. Po czwarte, ale nie mniej ważne, nie możemy mieć zbyt silnej więzi z psem, dzięki której będzie ufał nam bezgranicznie w każdej sytuacji, bo; po pierwsze - trzeba na to z nim dużo pracować, a jest to proces czasochłonny i długofalowy, po drugie - zaufanie psa do człowieka stawia przed właścicielem wymagania, a my przecież chcemy tylko mieć psa, by go głaskać kiedy mamy ochotę i wykorzystywać do innych, własnych celów. Karmię go, głaszczę, czasem poświęcę troszkę czasu na spacer i zabawę – czegoż więcej jeszcze zwierzak może chcieć..?
...reagował agresją lub lękiem na inne psy
Z tym zachowaniem psa jest akurat najmniejszy problem. Jeżeli ma uciekać z podkulonym ogonem lub rzucać się do gardła każdemu napotkanemu kudłaczowi zróbmy tak: już od samego początku uczmy go nieufności do innych stworzeń. Unikajmy kontaktów z jakimikolwiek zwierzętami, ponieważ w relacjach z nimi będzie się socjalizować i nabierać do nich coraz większego zaufania, a gdy tak się stanie, może nam wówczas nie udać się wychować go na lękliwego czy agresywnego.
Na każdym spacerze, jak tylko zauważymy nawet gdzieś daleko na horyzoncie innego psa, musimy stać się nerwowi, zaniepokojeni i spięci w sposób, który szybko zauważy nasz pies – to pierwszy krok do sukcesu. Kiedy już psy się zobaczą, zepnijmy mocniej smycz i mięśnie, przyciągnijmy psa do siebie, zacznijmy w pośpiechu iść w innym kierunku, a w przypadku małego psiaka najlepiej wziąć go od razu na ręce, uspokajać, tulić, głaskać. Jeśli pies zaczyna już ciągnąć w stronę „przeciwnika”, ciągnijmy go w drugą stronę, krzyczmy (na swojego psa, właściciela drugiego psa) po prostu róbmy wokół tego zdarzenia dużo szumu, co z pewnością nie nastroi psy uspokajająco. Im więcej afery i ludzkiego zdenerwowania tym lepiej, ponieważ nasze spokojne, ale zdecydowane zachowanie mogłoby pokazać psom, że kontrolujemy sytuację, nie widzimy w spotkaniu niczego niepokojącego, oraz że my sami (nie pies) decydujemy o tym, co się dalej stanie. Nasza konsekwencja i opanowanie może więc pokrzyżować starania o wychowanie niezrównoważonego psa. Ponadto wypracowanie takich cech u człowieka w relacjach z psami znów wymaga od właściciela samokontroli i świadomego postępowania, a my przecież nie po to chcieliśmy posiadać psa, by teraz jeszcze zmieniać się dla niego – nawet gdyby miały to być zmiany na lepsze.
...przejął kontrolę nad właścicielami
Proste wskazówki:
- podawajmy mu posiłek zawsze tuż przed naszym – najpierw zjada pies, potem dopiero my; nie musi czekać na komendę, niech się posila nawet zanim jeszcze miska zostanie mu podana
- miska z jedzeniem powinna być zawsze pełna, każdy przywódca musi mieć stały i nieograniczony dostęp do pożywienia, z którego korzysta w dowolnej chwili i w nieograniczony niczym sposób
- w każdej sytuacji, gdy na nas warczy lub ostrzegawczo szczeknie usuńmy mu się z drogi „zostawiając mu więcej przestrzeni” i miejmy nadzieję, że nie będzie chciał jej stopniowo poszerzać, bo wówczas trzeba będzie przenieść się do piwnicy lub na strych
- pozwalajmy mu leżeć i sypiać na kanapie, łóżku i miejscach, w których odpoczywamy, a kiedy szybko uzna je za swoje, to może przestanie chcieć dzielić je z nami, a być może „łaskawie” pozwoli nam czasem tam spocząć; w obu przypadkach z pewnością nie będzie zadowolony, gdy zechcemy go stamtąd usunąć lub przegonić
- wychodząc z psem z domu czy wchodząc do pomieszczeń zawsze puszczajmy psa przodem, przed siebie, w końcu szef stada nie może być na końcu grupy
- na spacerach niech pies robi i biega, gdzie chce, a jeśli boimy się o naszego „przywódcę” wówczas używajmy do tego celu długiej smyczy, która choć w niewielkim stopniu, ale jednak da nam jakieś poczucie kontroli nad psem; oczywiście idziemy tam, gdzie zechce i na jak długo zechce, gdyż to my mamy podporządkować się wszelkim jego potrzebom, a nie pies swoim bezwzględnym posłuszeństwem właścicielowi
- podczas zabawy pozwalajmy psu gryźć się po rękach, szczerzyć na nas zęby zwłaszcza, gdy kontynuując zabawę chcemy odebrać mu jakąś rzecz; jeśli przejął zabawkę i na nas warczy, trudno, zostawmy go w spokoju, by mógł upewnić się, że to, co uzna za własność nikomu nie wolno bez jego zgody ruszać
- w czasie naszych powrotów do domu, koniecznie zawsze „witajmy się” z psem – przywołujmy go, głaszczmy, mówmy do niego, pozwalajmy skakać na siebie; w rozumieniu właściciela „pies się cieszy”, a w języku psa „potwierdzam swoją wyższą pozycję w hierarchii”
- w kontaktach z psem starajmy się być często niekonsekwentni zwłaszcza jeśli chodzi o posłuszeństwo np. gdy chcemy, by wykonał jakąś komendę - zszedł z kanapy, przestał szczekać albo usunął się z przejścia lub też podszedł do nas czy usiadł; w taki czy inny sposób wydajemy mu polecenie, a kiedy go nie wykonuje odpuszczamy sobie – może innym razem...
Teraz chwilę na poważnie;
Przejęcie kontroli przez psa wynika zawsze ze słabości czy niewiedzy właścicieli. Rodzi dodatkowo wiele innych, często bardzo poważnych problemów, których rozwiązanie nie będzie możliwe dopóki pies znajduje się na szczycie hierarchii. Ta psia dominacja może objawiać się na różne sposoby, jednak łatwo wyróżnić możemy z nich dwie formy: „agresywna”, gdzie pies gryzie właściciela, warczy na niego, chroni swojego terytorium i jasno wyznacza mu granice (miska, legowisko, zabawka) po prostu staje się niebezpieczny oraz „uciążliwa”, gdzie pies co prawda nie atakuje, ale jego zachowanie przysparza wiele problemów np. ciągnie smycz na spacerach i robi co chce (tapla się w kałużach, w błocie, biega za wszystkim co się rusza); załatwia swoje potrzeby fizjologiczne w domu; nie umie pozostawać sam (wyje, szczeka); wskakuje na innych; „kradnie” jedzenie; ma legowisko w całym domu (fotele, kanapy); podnosi alarm na dzwonek lub domofon; szczeka lub nie wpuszcza, gdy pojawią się zaproszeni goście (trzeba go izolować). W wymienionych sytuacjach jedni godzą się z tym faktem (nie widzą szans na zmiany), drudzy starają się jakoś żyć (tłumacząc siebie i psa, ograniczając się w wielu zamierzeniach i planach), inni nie dają już rady i wówczas konsekwencje ostateczne ponosi pies (uśpienie lub oddanie). Ponadto nie należy zapominać, że każda z tych form dominacji eksploatuje psa fizycznie i umysłowo. Osobnik pozostający w ciągłym napięciu, w związku ze swoją pozycją w stadzie, znajduje się w zdecydowanie wyższej grupie ryzyka zachorowań na szereg różnych dolegliwości: nowotwory, choroby serca, problemy żołądkowe, nadpobudliwość, niezrównoważenie, fobie, agresja, lęki. Taki pies nie ma wystarczająco dużo czasu na spokojny sen, relaks czy wypoczynek, gdyż stale musi kontrolować swoje otoczenie. Trudniej jest też znaleźć u niego rzeczy lub bodźce, które mogą motywować go do posłuszeństwa. Twierdzenia o nieprawdziwości teorii dominacji, naraża wielu niewinnych właścicieli i ich psy nie tylko na wzajemne niezrozumienie, ale przede wszystkim na jakość relacji, które w wielu przypadkach przynoszą jedynie rozczarowanie, smutek, zniechęcenie, żal, niszcząc i osłabiając tym samym więzi przyjaźni. Żyjąc z psami pragniemy je kochać lecz nie zawsze chcemy dostrzec, że miłość do psa interpretowana jedynie językiem człowieka, w rzeczywistości nie tylko nie przynosi mu żadnych korzyści, ale wręcz szkodzi. I choć konsekwencje bywają różne, najczęściej ich ofiarą pada właśnie pies.
...żebrał przy stole
Zawsze, gdy cokolwiek bierzemy do jedzenia, częstujmy/dzielmy się tym również z naszym psem. To powinno go szybko nauczyć, że każdy i jakikolwiek nasz posiłek jest równoznaczny z otrzymaniem czegoś do paszczy według zasady: jeśli ja coś chrupię, pies też musi chrupnąć.
Podczas każdego posiłku przy stole podrzucamy psu coś z talerza, nie ma znaczenia co i czy mu to będzie smakować, byle coś otrzymał. Oczywiście pozwalamy równocześnie na to, by wbijał w nas wzrok, gdy zjadamy posiłek, by popiskiwał, wskakiwał na kolana, ślinił się, szczekał, zwłaszcza wtedy, gdy skutecznie udaje mu się w ten sposób otrzymać jakiś ochłap. Nie ma znaczenia kto w ten sposób postępuje; właściciel, inny współmieszkaniec czy zaproszony gość. Każdy kto będzie tak robił skutecznie wypracuje w psie umiejętność i potrzebę żebrania. W związku z tym, w niedalekiej przyszłości mogą pojawić się rozmaite, inne konsekwencje. Np. pies stanie się „kulinarnie wybredny” i będzie musiał dostawać od nas tylko to, co lubi (choć nie zawsze może to służyć jego zdrowiu). Być może zrezygnuje też z jedzenia z miski i stałych pór karmienia. Szybko też zacznie podkradać różne „towary spożywcze”, w końcu przecież pozwalamy mu jeść zawsze i wszędzie nie stosując żadnych ograniczeń, ewentualnie takie, które nie mają dla niego większego znaczenia i które ostatecznie i tak zignoruje. Również na spacerach taki pies raczej nie będzie się ograniczał w spożywaniu różnych „znalezisk”. Kto by się jednak tym przejmował, skoro „on patrzy na mnie takim wzrokiem, że jak mu nie dać”.
...nie potrafił pozostawać sam w domu
Najlepiej jest zacząć ćwiczyć takie nieprzystosowanie od początku pobytu psa w naszym domu. Nigdy nie pozostawiajmy szczenięcia samego nawet przez chwilę. Stale się nim zajmujmy, bawmy, wołajmy. Gdy chcemy gdzieś na moment wyjść organizujmy opiekę dla niego. Nie ćwiczmy z psem krótkich momentów naszej nieobecności np. wychodząc na chwilę do innego pomieszczenia lub z mieszkania. Nie nagradzajmy psa po naszym powrocie kiedy był w tym czasie spokojny – nie wył, nie szczekał. Odłóżmy moment takiego szkolenia najpóźniej jak się da; najlepiej jak już będzie dorosły.
Podstawową sprawą jest też sam moment przygotowań do wyjścia z domu. Pies powinien zaobserwować u nas takie zachowania jak pośpiech, zdenerwowanie, pokrzykiwanie, nerwowe ruchy. W międzyczasie możemy go uspokajać i głaskać lub pokrzykiwać na niego np. by się przesunął, poszedł na swoje miejsce czy nie kręcił się pod nogami. Obie te formy w takich chwilach przyniosą taki sam skutek – wywołają u psa zaniepokojenie. Planując pozostawienie psa na dłuższą naszą nieobecność poza domem, oczywiście nie możemy mu poświęcić przed tym faktem więcej czasu np. dłuższy spacer połączony z zabawą i wysiłkiem (fizycznym i umysłowym). Następnie, koniecznie tuż przed wyjściem musimy „pożegnać” się z psem. Głaszczemy go, tulimy, całujemy, uspokajamy, dużo mówimy do niego. Będzie to wyraźnym sygnałem dla psa, że za chwilę znikniemy mu z oczu i nie wiadomo kiedy znowu wrócimy. Wzbudzamy u niego w ten sposób kolejny stan napięcia. Chwilę po tym, należy szybko zamknąć drzwi i zniknąć na kilka godzin. Oczywiście nie pozostawiamy na ten czas w domu żadnych zabawek, gryzaków czy smakołyków, którymi mógłby się zająć. Tak „przygotowany” przez nas pies z całą pewnością nie tylko nie będzie chciał, ale przede wszystkim nie będzie umiał przeczekać okresu naszej nieobecności w spokoju – czym objawi się ta nieumiejętność, przekonamy się zawsze po powrocie.
...czegoś się bał
Strach jest elementem nierozerwalnie powiązanym z nami od pokoleń. Niektóre lęki są naturalne, niektóre sytuacyjne, a jeszcze inne przybierają postać fobii. Jedni czegoś się boją, a innym jest to obojętne. Źródła lęku mogą być różne i mogą też wywoływać różny efekt. Podobnie jest z naszymi czworonożnymi towarzyszami. Fakt, że np. większość psów boi się huku, wcale jeszcze nie oznacza, że jest to zjawisko naturalne. Wiele psów uczestniczy w polowaniach i wystrzały są im obojętne, a czasem wręcz stanowią sygnał do czegoś atrakcyjnego (np. gonitwa za zwierzyną). Podobnie dzieje się, gdy pies boi się przejeżdżających aut, pociągów, rowerów lub unika kontaktów z ludźmi czy innymi zwierzętami. Ktoś zawsze uwarunkował i utrwalił ten strach i tym kimś jest najczęściej sam właściciel czyli człowiek. Można wręcz stwierdzić, że źródłem wszystkich lęków i fobii u psów jest zawsze człowiek, a nie samo źródło.
O czym więc należy pamiętać, chcąc wychować psa lękliwego? Za każdym razem, gdy pies w odniesieniu do jakiegokolwiek źródła/bodźca wykazuje choćby najmniejszą obawę, od razu nawiązujmy z nim kontakt; uspokajajmy go, przywołujmy do siebie, tulmy, głaszczmy, całujmy, bierzmy na ręce, dużo mówmy do niego i przede wszystkim sami wyrażajmy nasz stan emocjonalny (coś się dzieje). Postawa bowiem spokojna, neutralna czy obojętna na dany bodziec, będzie sygnałem dla psa, że „coś”, co go zaniepokoiło, nie jest powodem, by się tego obawiać. Chcąc wychować jednak psa lękliwego musimy go „uchronić”, „zabezpieczyć”, „uspokoić”, więc musimy jakoś zareagować. I w tych właśnie reakcjach tkwi całe sedno sprawy.
Po drugie sami straszmy psa. „Fajnie i śmiesznie jest” gdy my lub nasze dzieci biegają za psem, który ucieka, szczeka czy chowa się, gdzie tylko to możliwe. Pomocny w tym jest np. włączony odkurzacz, koc założony na głowę, różne odgłosy, których pies nie rozpoznaje i nie rozumie, spadający z hukiem przedmiot, wyskakujący znienacka człowiek.
Drażnijmy też czworonoga wydawanymi odgłosami, szczuciem, dziwacznym/niestandardowym zachowaniem, dotykaniem lub rzucaniem w psa różnymi przedmiotami, prowokujmy zachowania, w których pies staje się nadmiernie podekscytowany czy zdezorientowany.
Gdy właściciel zachowuje się niestabilnie, trudno wymagać od psa spokoju i opanowania. Gdy coś mu przeszkadza lub czegoś się obawia, trudno by pies pozostał na to obojętny. Gdy stale karci lub rozpieszcza psa, trudno by miał on poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Lista przewinień człowieka jest bardzo długa, dlatego z wyuczeniem lęku u psa nie powinno być zbyt dużo problemów.
...był otyły lub stał się niejadkiem
Różne psy w różny sposób mogą być predysponowane do przyjmowania posiłków. Dla jednych psów jedzenie jest świętsze niż właściciel, inne będą traktować posiłek jak zło konieczne. W obu jednak przypadkach pies musi coś zjeść, by przeżył.
Niejadki są wybredne, bo spróbowały wcześniej czegoś, co bardziej im zasmakowało niż codzienna oferta żywieniowa, zwłaszcza nigdy nie zmieniana. Podkładajmy więc pod nosek smakołyczki z najlepszych wędlinek, mięska, do karmy dodawajmy tylko to, co psiaczek akceptuje, obowiązkowo karmimy z ręki i wciąż urozmaicamy dania o nowe pomysły kulinarne. Bardzo dużo eksperymentujmy z różnorakim jedzeniem oraz dawajmy psu wszelkie sygnały ukazujące, jak bardzo zależy nam na tym, by coś zjadł. Broń boże głodówka, zresztą pies sam ją sobie zrobi do czasu, aż dostanie to, co chce.
Mając natomiast w domu wiecznego głodomora, nietrudno będzie napchać go wszystkim, co nadaje i nie nadaje się do spożycia, a tym samym powiększyć jego tkankę tłuszczową. Przede wszystkim nie może być mowy o stałych porach karmienia. W zasadzie nie musimy o nich pamiętać. Niech zwierzak dostaje od nas co i kiedy chce. Najlepsze będą wszelkie resztki po jedzeniu, w końcu psi żołądek to najlepszy śmietnik. Ilość też jest bez znaczenia, dopóki zjada, oznacza to, że jest głodny, a przecież nie będziemy mu żałować. Również wszystkim co zjadamy, bezwarunkowo dzielimy się z psem – po co się ograniczać czy kontrolować. Psia micha musi być zawsze pełna, a jeśli sierściuch wszystko z niej wciąż wyjada, dorzucajmy tam zawsze to, co nam zbywa. Oczywiście nie żałujmy mu też słodyczy pod wszelką postacią. Przecież tylko ludzie bezduszni nie dadzą pieskowi doznać rozkoszy słodkości.
Kiedy już piesek zacznie „dobrze wyglądać”, jest „słusznych rozmiarów”, „dobrze odżywiony”, nie jakiś tam „chuderlak”, nic nie szkodzi, że wszedł do grupy zwiększonego ryzyka zachorowania na różnorakie dolegliwości, przecież „coś za coś”.
Jacek Dąbrowski - LUSYJA