Kiedyś pewien młody człowiek poznając Lusię, zaledwie po paru chwilach spędzonych z nią wspólnie zapytał nas: „Jak to jest mieć najwspanialszego psa na świecie?” - takiego pytania nie da się zapomnieć. Początkowo uśmiechaliśmy się nieśmiało do siebie, nie wiedząc co powiedzieć... no bo jak w zasadzie można odpowiedzieć, gdy rzeczywiście posiada się najwspanialszego psa, jakiego większość nie jest nawet w stanie sobie wyobrazić?
Jaka więc była nasza Lusia...? Poznajcie ją choć trochę.
Już jako szczenię nie stwarzała nam jakichkolwiek problemów. Nigdy nie pogryzła żadnego buta, nie zniszczyła mebli, nie wchodziła do sypialni, jadła na komendę, szybko nauczyła się zostawać sama, w niecałe trzy dni opanowała załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych poza domem. W zabawie natomiast uwielbiała biegać jak szalona, tarmosić piłeczki, kocyki i ściereczki, które czasem „myliła” z nogawkami ;)
Była psem niezwykle mądrym, zrównoważonym i bezwzględnie posłusznym nie tylko w relacjach z nami, ale również z każdym, kto miał ją pod opieką lub dopiero poznał. Na smyczy chodziła, ale tylko dla komfortu psychicznego obcych ludzi, którzy jej nie znali. Była całkowicie uległa i podporządkowana każdemu człowiekowi, natomiast zwierzętom wyznaczała jasne granice, nigdy jednak żadnego nie skrzywdziła, a swoją pewnością siebie, zdecydowaniem, a zarazem spokojem i opanowaniem, dawała im poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Dzięki niej, udawało się skutecznie socjalizować lub zresocjalizować wiele różnych psów. Miała na nich trudny do scharakteryzowania wpływ terapeutyczny i wyciszający. Być może właśnie dlatego wiele suczek w naszej okolicy zostało nazwanych imieniem „Lusia” :)
Miała też wyjątkowy, wręcz charyzmatyczny dar zjednywania sobie ludzi, zwłaszcza tych, którzy panicznie lękali się psów. Znając Lusię, wiele osób z naszego grona w ogóle przekonało się i zdecydowało na przyjęcie psa do swoich domów.
Bezbłędnie wyczuwała nastroje ludzi – smutnych, strapionych, dotkniętych jakimś nieszczęściem. Dzięki temu zawsze poznawaliśmy, że ktoś, coś mocno przeżywa – nie odstępowała takiej osoby, kładła głowę na jej kolanach i wpatrywała się tym swoim niepowtarzalnym wzrokiem, jakby chciała zabrać dla siebie to zmartwienie lub też kładła się pod nogami i ciężko wzdychała, czasem wręcz wskakiwała i lizała po twarzy...
Wypełniała naszą przestrzeń życiową w każdym calu – spotkania, wyjazdy, spacery, szkolenia, czas wolny. Była motywacją dla wielu działań, których się podejmowaliśmy. Dzięki Lusi, nasze dojrzewanie w relacjach z psami zaowocowało powstaniem niniejszej strony internetowej.
Ze względu na ponadprzeciętne umiejętności naszej suczki w predyspozycjach węchowych, zainteresowaliśmy się tą dziedziną, jaką jest praca węchowa, szkoląc się w Polsce i za granicą. Podjęliśmy się jednocześnie zadania udoskonalania psów z naszej hodowli właśnie pod kątem pracy węchowej.
Największą słabością Lusi było jedzenie. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć największego łasucha naszego globu, niech spojrzy właśnie na Lusię. Stąd też od samego początku była nauczona, by nie konsumować czegokolwiek, co znajdzie na spacerze, by nie żebrała podczas posiłków, by nie wymuszała od kogokolwiek pokarmów. W efekcie potrafiła przejść obok leżącego mięsa czy innego jedzenia, w czasie posiłków leżała z daleka od stołu, i nawet znalezione okruszki chrupała tylko na komendę. Natomiast za „nagrodę” dała zrobić ze sobą prawie wszystko. I nie ważne, czy był to maleńki okruszek czy większy smakołyk – potrafiła chłonąć go wzrokiem tak, że nawet gdyby obok odpaliła rakieta kosmiczna, nie zwróciłaby na to uwagi, dopóki nie znalazłby się w jej żołądku, który nazywaliśmy „czarną dziurą”.
Drugą jej słabością była kąpiel w wodzie. Potrafiła dosłownie godzinami w niej przesiadywać i nie wychodziła z wody nawet wtedy, gdy była już zmęczona. Podejrzewaliśmy nawet, że jest jakąś krzyżówką psa z wydrą. Ta pasja spowodowała potrzebę przeszkolenia jej w wychodzeniu z wody na komendę, inaczej sami musielibyśmy zamieszkać w jakimś akwenie. Największą zaś jej pasją były poszukiwania. Praktycznie podczas każdego spaceru, a nawet krótkiego wyjścia poza dom, była stale gotowa do akcji „Szukaj”. Uwielbiała, wręcz kochała węszyć i poszukiwać ukrytych rzeczy czy ludzi. Stale wymyślaliśmy dla niej nowe wyzwania węchowe, których chętnie się podejmowała i oddawała całą sobą. Nie było człowieka, którego by nie odnalazła w rozmaitym terenie i warunkach, nie było też zabawki czy aportu, który nie zostałby przyniesiony w delikatnym uścisku jej zębów.
Wszystkie opisane wyżej fakty spowodowały, że zapragnęliśmy przedłużyć te niepowtarzalne cechy Lusi w jej potomstwie. Suczki tracą swoje uprawnienia hodowlane wraz z ukończeniem 8 roku życia, dlatego był to dla nas ostatni moment, by Lusia (w wieku niecałe 6 lat) przekazała swoje geny następnemu pokoleniu. Tak też się stało.
Nie sposób opisać bólu po stracie tak wyjątkowego przyjaciela. W okolicy, w której czasowo mieszkaliśmy, pewien starszy już pan postanowił wytruć bezpańskie psy. Realizując swój bezmyślny plan, spowodował zatrucie i śmierć wielu zwierząt w okolicy, w tym naszej ukochanej Lusi, która truciznę przyniosła na łapach do domu. Przez prawie trzy tygodnie Lusia walczyła o życie nic nie jedząc i nie pijąc. W międzyczasie urodziła szczenięta, z których jako wcześniaki, przeżyły tylko dwa - piesek i suczka. Wczesny poród był wynikiem albo ratowania swojego osłabionego organizmu, albo ratowania szczeniąt – nigdy nie dowiemy się jaka była rzeczywista tego przyczyna. Systematyczne konsultacje weterynaryjne, ciągłe wyjazdy do Wrocławskiej kliniki, nieustanne czuwanie przy nieprzespanych nocach nie poprawiały stanu zdrowia Lusi. Schudła ponad 7 kg, kilka razy dziennie była podłączana do kroplówek, otrzymywała wiele zastrzyków, przeszła kilka zabiegów, miała nawet wykonaną transfuzję krwi. Jej serce walczyło do samego końca. Silna wola życia nie pokonała jednak siły trucizny. Odeszła w nocy 8 grudnia 2011 r., we śnie, w domu, przy nas, ciągle czując zapach naszych mokrych od łez dłoni...
Lunia kochała życie i ludzi. W naszym przekonaniu zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Zawsze miała zapewnione we właściwych proporcjach ćwiczenia, dyscyplinę i wiele czułości, której oddawała się z chęcią od czubka nosa po czubek ogona. Była najbardziej wytulonym, wygłaskanym i wycałowanym psem na świecie.
Planowane nagranie filmowe jej umiejętności pracy w terenie niestety nie doszło do skutku; najpierw przez niesprzyjające warunki pogodowe, potem przez potrzebę właściwego prowadzenia ciąży, a później przez jej przedwczesne odejście w wyniku zatrucia. Niemniej jednak ci, który mieli okazję obserwować Lusię podczas prowadzonych przez nią poszukiwań, byli często zaskoczeni i zachwyceni jej predyspozycjami. Zresztą nas równie często fascynowały i zadziwiały zdolności naszej czarnej perły buszującej wśród wysokich traw, zasp, lasów, gór i łąk.
Morze łez jakie wylaliśmy za naszym czarnym szczęściem w związku z jej przedwczesną śmiercią, ukoiła obecność jej córki Lucy, która zamieszkała wraz z nami. Wierzymy, że Lusia pozostawiła po sobie to, co najlepsze: piękne wspomnienia i kawałek daru z siebie w postaci swej następczyni, której losy możecie teraz śledzić na naszej stronie. Lucy będzie więc kontynuatorką dzieła jakie rozpoczęła jej matka - najlepsza suczka, wyjątkowy tropiciel, niezapomniany pies, ukochany przyjaciel – NASZA LUSIA.
KOCHAMY CIĘ - NA ZAWSZE ZNALAZŁAŚ SWOJE MIEJSCE
W NASZYCH SERCACH I NASZEJ PAMIĘCI
Wyniki badań stawów biodrowych HD-A
oraz stawów łokciowych ED-0/0 czyli wolna od dysplazji
Nasza suczka posiadała uprawnienia psa towarzysząco - tropiącego PTT-1 tzn., że została pozytywnie oceniona na egzaminie w zakresie posłuszeństwa i pracy węchowej, w której wykazywała ponadprzeciętne umiejętności. Stale przechodziliśmy różne etapy szkolenia w poszukiwaniu osób zaginionych w rozmaitym terenie, u różnych specjalistów tej dziedziny. Choć był to długi i dość trudny proces, Lusia zawsze, bezgranicznie oddawała się tej pasji jaką były właśnie poszukiwania i nawęszanie.
Wśród wielu wspaniałych psów, które wzięły udział w obozie szkoleniowym Psów Ratowniczych zorganizowanym przez Fundację Psi Ratownicy, Lusia okazała się najlepszym psem w pracy węchowej. Próbowała też swoich sił w ratownictwie wodnym oraz jako jeden z dwóch psów wzięła udział w 2-godzinnym maratonie pływackim, który nie tylko zakończyła z wielkim entuzjazmem, ale zachowała także siły na wodne aportowanie piłeczki.
Pod czujnym okiem instruktorów szkolenia psów służbowych, wzięliśmy udział w kolejnym szkoleniu Lusi, które odbyło się w górskich warunkach, w Zakopane. Tym razem wspólnie uczyliśmy się jak poszukiwać ludzi przysypanych śniegiem, pod lawinami lub zagubionych w górzystym terenie, gdzie temperatura powietrza nierzadko osiąga minusowe wartości, wieje silny wiatr i mocno sypie śnieg.
W okresie od lutego do maja 2010r. Lusia wzięła udział w cyklicznym szkoleniu z zakresu poszukiwań osób zaginionych w terenie otwartym. Później stale trenowaliśmy z nią na naszych terenach, udoskonalając zdobyte umiejętności w technikach poszukiwawczych.
Bardzo ciekawym doświadczeniem był nasz tygodniowy udział w Międzynarodowych Manewrach Przewodników i Psów Ratowniczych zorganizowanych przez Słowackie Specjalne Służby Psów Ratowniczych, które odbyły się w Słowacji. W spotkaniu tym wzięły udział jednostki ze Słowacji, Czech, Węgier i Polski. Lusia miała możliwość poszukiwania osób zaginionych na gruzach, w terenie otwartym, szlifowała posłuszeństwo, zjeżdżała na linie.
Nie sposób opisać wszystkich cech i umiejętności naszej suczki. Złośliwi jak zawsze powiedzą "przesada" lecz Ci, którzy mieli okazję zaprzyjaźnić się z Lusią, potrafiliby przedstawić ją jeszcze w wielu innych jej walorach. Każdy, kto spotkał się z Lusią, choćby na chwilę, nawiązywał swego rodzaju indywidualne relacje, dlatego w każdym zostawiła kawałek swojej obecności.
Jako właściciele Lusi dołączyliśmy do licznego grona tych wszystkich, którzy również przeżyli rozstanie ze swoimi ukochanymi, psimi towarzyszami. Wiemy doskonale, że tak wyjątkowych i niepowtarzalnych przyjaciół nie można zapomnieć. Niech zatem nasz wspólny ból i smutek pokrzepia myśl, że nadal żyją one wśród nas, w naszych sercach i naszej pamięci.
I POKOLENIE | II POKOLENIE | III POKOLENIE | IV POKOLENIE |
---|---|---|---|
Ojciec NHSB2106703, HDA,CHPL, ZWW,BOB, 7RCACIB, 11xCACIB, INTCH BOY Ladylands Maść biszkoptowa |
O. HD-B PHILIPSTOWN ARTABAN |
O. ROCHEBY ROLLING STONE |
O. POOLSTEAD PRETENTIOUS AT ROCHEBY |
M. ROCHEBY ACORN | |||
M. PHILIPSTOWN FAIRYTALE |
O. RYANHURST JOHNNY O'DAY SH.CH. | ||
M. PHILIPSTOWN JUNO CH. | |||
M. HD+/- LADYLANDS |
O. DTS.CH. VDH.CH. BALNOVA SULTAN |
O. BOOTHGATES HEADLINER | |
M. WETHERLAM WILLOW WARBLER OF BALNOVA | |||
M. BDSSG'83 LUX.CH. POWHATAN DANAELION |
O. POWHATAN CARGO | ||
M. LONGLEY BLACK TRUST OF POWHATAN | |||
Matka LUNA Pies i Kot Maść czarna |
O. VDH/DRC-L 97-6679, 8xCWC, 3xBOG, Gruzowiskowy Pies Ratowniczy, CHPL, TIVERTON BONNY LAD'S BRIANS TRUST APOLLO M. złota | O. Int.Ch.; Zw.Św.91;Zw. Eur.91; Ch.-Bel.,Hol., Lux.,Fr.,Fin.,Czech., Węg.,Aus. BLONDELLA BONNY LAD M. żółta | O. TRENOW BRIGADIER M. złota |
M. BLONDELLA BALALAI 'KA | |||
M. BLACK LADY CHIARA VOM BLANKEN NAGEL M. czarna |
O. TIBEA TOSH FT CH M. czarna |
||
M. DIXI VOM GUT FERNEWALD M. czarna |
|||
M. ALFA Abakus M. czarna |
O. ALIBABA z Jabłonowa M. czarna |
O. EMIR-AIX z Lochów Klimczoka M. czarna |
|
M. TUMARK BARRY M. piaskowa |
|||
M. PIRI z Vlcich Luk CS M. biszkoptowa |
O. CHRISTOPHER Woolmans M. żółta |
||
M. IVETA z Vlci stepi M. czarna |